Wspomnienia o Hendrix'ie: Różni artyści oraz Paul McCartney w "FAR OUT" i "TOPGUITAR"


00:00 - Jimi Hendrix Stories
00:24 - Paul McCartney (2018) 02:08 - Sting (2016) 03:01 - Graham Nash (2013) 05:15 - Jesse Ventura (2013) 06:18 - Dave Matthews (2023) 07:27 - Angus Young (2014) 08:00 - Joe Satriani (2023) 11:00 - Stephen Stills (2009) 12:32 - Joe Walsh (2012) 15:19 - Billy Gibbons (2013) 17:27 - Paul Simon (2023) 17:57 - Roger Daltrey (2015)

Chapters: 0:00 - Intro 0:27 - Neil Young 0:43 - Jack Bruce 0:51 - Eric Clapton 1:02 - Slash 1:28 - Carlos Santana 2:03 - John Lee Hooker 2:25 - Mick Jagger 2:38 - Jeff Beck 3:38 - Frank Zappa 4:59 - John Mayer 6:16 - Paul McCartney 7:14 - Lou Reed 8:14 - Kirk Hammett 9:11 - Eric Clapton 2 13:38 - John Frusciante 16:59 - George Clinton 17:25 - Stevie Ray Vaughan 17:29 - David Gilmour 18:34 - John McLaughlin 21:00 - Joe Satriani 25:25 - Brian May 25:53 - Robert Plant & Jimmy Page 26:21 - Shawn Lane 27:24 - Bill Gibbons 29:54 - Pete Townshend 33:07 - Joe Walsh

Paul McCartney wspomina moment, w którym po raz pierwszy obejrzał występ Jimiego Hendrixa na żywo


Oryginalna publikacja (autor: ):

Co byś zrobił, gdybyś żył w latach sześćdziesiątych, aspirujący bluesman, który stał się popowym wirtuozem gitary, i miał okazję zagrać na scenie przed trzema swoimi idolami w tamtym czasie? Co byś im nerwowo powiedział do mikrofonu, przed innymi członkami widowni, nie wspominając? Chociaż nie mam możliwości, aby wiedzieć, co byś powiedział, mogę zaryzykować przypuszczenie i założyć, że nie byłbyś tak zuchwały, aby poprosić któregoś z nich o nastrojenie twojej gitary na scenie, przed twoją nową publicznością, prawda?

Dokładnie to zrobił Jimi Hendrix Ericowi Claptonowi w Saville Theatre w Londynie 4 czerwca 1967 roku. Dwoma innymi wielkimi psami, które były obecne obok Claptona, byli Pete Townshend i Paul McCartney. Patrząc wstecz, nikt by się nad tym nie zastanawiał; Jimi Hendrix był równie dobry jak oni. Ale musisz zrozumieć, że to było we wczesnych dniach Hendrixa, a on wciąż był bardzo obiecujący.

Jak się okazało, nie była to jedyna odważna rzecz, jaką Hendrix zrobił tej nocy. „Jimi otworzył, zasłony odchyliły się, a on wyszedł do przodu, grając „Sgt. Pepper” , a utwór został wydany dopiero w czwartek, więc to był jak ostateczny komplement” – wspominał McCartney.

Jak powiedział McCartney w wywiadzie dla amerykańskiego talk-show The Colbert Report, na gitarze Hendrixa znajdował się drążek bębenkowy Bigsby'ego, który rozciągał struny gitary i chwilowo kapitulował wysokość granych nut. Kiedy Macca opowiadał tę historię, naśladował efekt drążka Bigsby'ego i wydawał szumiący dźwięk: „I ruszamy, wow, to świetne!” McCartney zastanawia się, odnosząc się do siebie, Townshenda i Claptona.

„Ale” – McCartney robi pauzę dla dramatycznego efektu – „wiedzieliśmy, że teraz jest rozstrojony”. Zgodnie z oczekiwaną reakcją czeka, aż tłum przestanie się śmiać. „Bo gdyby w tamtych czasach naciągać struny, to by się rozstroiło! A to jego pierwszy numer” – McCartney oczywiście odnosi się do tytułowego utworu swojego zespołu z rewolucyjnego albumu The Beatles Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band .

W tym momencie McCartney opowiada część historii, w której Hendrix znajduje Claptona wśród publiczności i prosi go o nastrojenie gitary, najprawdopodobniej robi to z przymrużeniem oka. McCartney kontynuuje: „Eric jest tam, ale Eric się ukrywa”. Po tym, jak Colbert pyta Maccę, czy Eric Clapton rzeczywiście wyszedł na scenę, aby nastroić gitarę, McCartney po prostu kończy: „Nie”.

Dla Paula McCartneya to, że był świadkiem gry Jimiego Hendrixa w tamtych wczesnych dniach, zanim stał się legendą, którą jest teraz, było przywilejem, co wiele mówi o jego pokorze. „To dla mnie wciąż jasne wspomnienie, ponieważ tak bardzo go podziwiałem, był tak utalentowany. Pomyśleć, że ten album znaczył dla niego tak wiele, że faktycznie zrobił to w niedzielny wieczór, trzy dni po premierze”.

Macca dodał: „Musiał być tym tak wkręcony, bo normalnie próba trwałaby cały dzień, a potem można by się zastanawiać, czy w ogóle by się to zrobiło, ale on po prostu zaczął od tego. To naprawdę wielki komplement dla każdego. Ja zapisałem to jako jeden z największych zaszczytów w mojej karierze. To znaczy, jestem pewien, że on nie uważałby tego za zaszczyt, jestem pewien, że myślałby odwrotnie, ale dla mnie to było jak wielki zastrzyk energii”.

Inne artykuły na temat Jimi'ego Hendrixa w "Far Out": https://faroutmagazine.co.uk/?s=Jimi+Hendrix


Paul McCartney wspomina Hendrixa, który zagrał „Sierżanta Pieprza” 3 dni po premierze płyty: „Uważam to za jeden z największych zaszczytów w mojej karierze”

źródło: https://topguitar.pl/artysci/paul-mccartney-wspomina-hendrixa-

Maciej Warda | TopGuitar
Maciej Warda | TopGuitar

Oto jaką historią podzielił się ostatnio z czytelnikami Farout Magazine. Jak wspomina Paul McCartney, Jimi Hendrix zagrał tytułowy kawałek z płyty „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” już trzeciego dnia od jej wydania. To właśnie, obok gitarowych umiejętności, najbardziej zaskoczyło Paula i te chwile od razu sobie przypomina, gdy dzisiaj wspomina Jimiego.

Cofnijmy się najpierw o kilka miesięcy od tego wydarzeania. We wrześniu 1966 roku, po kilku latach grania w różnych składach, Hendrix znalazł się w Nowym Jorku, występując w małych knajpach pod pseudonimem „Jimmy James”. To właśnie tam usłyszał go Chas Chandler, basista The Animals, który akurat chciał rozpocząć nową karierę jako menedżer. Od razu zapytał Hendrixa, czy nie pojechałby z nim do Londynu.

„Jestem w Anglii, tato. Poznałem pewnych ludzi, którzy zrobią ze mnie wielką gwiazdę. Zmieniliśmy moje imię na J-I-M-I” – powiedział Hendrix ojcu przez telefon po przylocie. Decyzja o zmianie zapadła w trakcie lotu. Hendrix przyleciał na pokładzie samolotu linii Pan Am, mało znany w swoim kraju i zupełnie obcy w Londynie, ale to miało się szybko zmienić.

Po przyjeździe Hendrixa do Londynu szybko rozeszły się wieści o jego niemal mistycznych umiejętnościach gry na gitarze. Choć Hendrix pojawił się na brytyjskiej ziemi pod koniec 1966 r., dopiero w czerwcu następnego roku Paul McCartney na własne oczy przekonał się, o co całe to zamieszanie. W Wielkiej Brytanii Jimi faktycznie w mgnieniu oka wspiął się na szczyt, a ponadto miło zaskoczył Beatlesów. Dla McCartneya było to wydarzenie, na które warto było czekać –  ten wieczór do dzisiaj jest żywy w jego pamięci.

Zaledwie try dni przed koncertem, (1 czerwca 1967 roku) Beatlesi wydali płytę „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” w USA i Hendrix zaskoczył McCartneya, otwierając swój występ w Savile Theatre (obecnie Odeon Covent Garden) tytułowym utworem z tego albumu. McCartney wziął udział w koncercie razem z George’em Harrisonem i obydwaj wyszli z niego ze świadomością, że Hendrix to prawdziwy fenomen.

Plakat z września 1967 reklamujący niedziele w Saville, fot. Wikipedia na licencji CC

„Brian Epstein wynajmował go zazwyczaj, kiedy w niedzielę było już ciemno” – McCartney opowiadał Stephenowi Colbertowi o koncercie. „Jimi rozpoczął, zasłony odleciały do tyłu, a on wyszedł na przód, grając 'Sgt. Pepper’, z płyty, która została wydana ledwie w czwartek, więc to było dla nas jak największy komplement”.

Jimi rozpoczął, zasłony odleciały do tyłu, a on wyszedł na przód, grając 'Sgt. Pepper’, z płyty, która została wydana ledwie w czwartek, więc to było dla nas jak największy komplement

Macca kontynuował: „To oczywiście wciąż jest dla mnie wspaniałe wspomnienie, ponieważ i tak bardzo go podziwiałem, był niezwykle utalentowany. Pomyśleć, że ten album znaczył dla niego tak wiele, że zrobił to w niedzielę wieczorem, trzy dni po jego premierze… Musiał być w niego zasłuchany, bo w normalnych warunkach próby trwałyby jeden dzień, a potem można by się zastanawiać, czy w ogóle się tego podejmować, ale on po prostu to zrobił. Uważam to za jeden z największych zaszczytów w mojej karierze. Jestem pewien, że on nie pomyślałby o tym jako o zaszczycie, jestem pewien, że myślałby, że jest odwrotnie, ale dla mnie to było jak wielki zastrzyk energii”.

Ten album znaczył dla niego tak wiele, że zrobił to w niedzielę wieczorem, trzy dni po jego premierze… Musiał być w niego zasłuchany, bo w normalnych warunkach próby trwałyby jeden dzień, a potem można by się zastanawiać, czy w ogóle się tego podejmować, ale on po prostu to zrobił. Uważam to za jeden z największych zaszczytów w mojej karierze. Jestem pewien, że on nie pomyślałby o tym jako o zaszczycie, jestem pewien, że myślałby, że jest odwrotnie, ale dla mnie to było jak wielki zastrzyk energii

Inne artykuły na temat Jimi'ego Hendrixa w "TOPGUITAR": https://topguitar.pl/?s=jimi+hendrix


Komentarze

Popularne posty