50 lat ! - Band Of Gypsys - koniec lat 60-tych.

USA. Dokładnie 50 lat temu zakończyły się lata 60-te, o których mówi się: "jeśli je pamiętasz, to znaczy, że ich nie przeżyłeś". 
Krwawa dekada, kojarzona z wojną w Wietnamie, kryzysem kubańskim, publicznymi egzekucjami braci Kennedych i MLK, walką wewnętrzną o wszystko: zmianę mentalności, nowy porządek, pokój, prawo do życia, prawa obywatelskie dla wszystkich członków społeczeństwa oraz różnych określonych grup społecznych, kobiet i przede wszystkim "kolorowych". Demonstracje, walki uliczne, płonące miasta.
Kontrasty i przeciwieństwa. Człowiek na księżycu i utopijna manifestacja hippisów odrzucających wszelkie osiągnięcia cywilizacji. Lato miłości i zbrodnie Manson'a. Woodstock i Altamont. Ucieczka w narkotyki i seks jako panaceum na strach przed śmiercią - najpierw od bomby atomowej, a potem od kul Wietkongu.
Dla jednych wspomnienie tych lat to niewypowiedziany dramat, dla innych czas najwspanialszej, bezkarnej zabawy na skalę o jakiej tylko można zamarzyć.

W świecie "białej" muzyki młodzieżowej to do dnia dzisiejszego najbardziej kreatywny okres. Zmieniło się i powstało prawie wszystko. Teraz, razem z końcem roku 1969, bardzo wymiernie zakończyła się pewna epoka. Zmarł Brian Jones (otwierając na nowo, po Robercie Johnson'ie, "Klub 27"), dogorywali The Beatles, rozpadł się The Jimi Hendrix Experience, a pojawili się Led Zeppelin - zespół wydał w tym jednym roku aż dwie płyty i robił to, z czym "jeszcze przed chwilą" identyfikowano Jimi'ego Hendrix'a - tworzył gitarową muzykę przyszłości emanując przy tym wręcz demonicznym seksem.

Wszystkie powyższe, czy tego chciał czy nie, dotyczyły Jimi'ego Hendrix'a. Był Amerykaninem, w dodatku Afroamerykaninem, tworzącym zawodowo muzykę przeznaczoną dla białej młodzieży. Nie mógł dłużej pozostać niezaangażowany, aczkolwiek na przełomie roku 69/70, Jimi Hendrix w zestawieniu z chłopakami z Led Zeppelin, prezentował się niczym emeryt: uzyskał status gwiazdy, stracił impet, na scenie zachowywał się statecznie, do tego właśnie wynajął i urządził swoje pierwsze mieszkanie, a nawet ściął włosy, żeby przyzwoicie wyglądać na rozprawie w Toronto. Przede wszystkim jednak nie miał zespołu i nie wiedział co, z kim, i dla kogo miałby grać ?

Cross podaje, że planował utworzenie supergrupy w oparciu o białych muzyków (Jack Cassady, Steve Winwood), z którymi już współpracował przy nagrywaniu "Electric Ladyland", a skończyło się na "czarnym" trio nazwanym Band Of Gypsys (pisownia z błędem, nie po raz pierwszy, być może wynikająca z braku wykształcenia Hendrix'a ?).


Ostatni raz w takim składzie, bez "białych", bez europejczyków, grał także tu, w Nowym Jorku, ponad 3 i pół roku temu, gdy odkryła go Linda Keith - ale wtedy był jeszcze anonimowy. Nie był gwiazdą. Nie był nawet Jimi'm Hendrix'em.
Teraz też nie był jedyną gwiazdą w swoim zespole.

"Starzy znajomi pod zupełnie nową nazwą !"

W tym składzie Billy Cox był starym tylko dla Hendrix'a. Dla publiczności był to nieznany basista z południa (który przeżył szok kulturowy dołączając do Hendrix'a w Nowym Jorku). Zupełnie inaczej sprawy miały się z Buddy Miles'em.

Jimi Hendrix i Buddy Miles jak równorzędne gwiazdy na zdjęciach na 2-giej stronie programu koncertów w Fillmore East w dniach 1-3 stycznia 1970 roku 
(całość tworzyło 28 stron - program zawierał biografie występujących zespołów za wyjątkiem Band Of Gypsys, który nie posiadał żadnej historii - zobacz więcej).

Z zaistnienia Band Of Gypsys najbardziej cieszyli się Afroamerykanie - Jimi Hendrix, syn marnotrawny, powrócił, odnalazł właściwą drogę. A najbardziej cieszył się Buddy Miles: "To była mocna deklaracja trzech czarnych muzyków". Był tu drugą gwiazdą. Grał na perkusji, śpiewał, zespół wykonywał jego kompozycje ! Twierdził, że "to było to" - mogli grać, co chcieli - wolna muzyka bez żadnej presji !
Oczywiście, że mogli grać co chcieli. Zapewne nawet dostali takie wytyczne. Im dalej od Experience, tym lepiej. Mike Jeffrey był zapewne tym "białym", który najbardziej cieszył się z powstania Band Of Gypsys. 
Ed Chalpin i Capitol Rec. chcieli dostać płytę The Jimi Hendrix Experience ? Nic z tego. Wydają płyty na których gra Hendrix, ale nie jest to Jimi Hendrix. Teraz też dostaną tylko Hendrix'a, nawet nie Jimi'ego - okładka zostanie tak właśnie podpisana - jednym słowem - "HENDRIX". A płytę wyprodukuje się tanim kosztem, bez nakładów na studio. Potem wszystko wróci do normy.

Jeffrey zadbał o to, żeby na LP nagranym 1-go stycznia ("Who Knows" i "Machine Gun" z pierwszego setu, pozostałe z drugiego) znalazła się muzyka zupełnie inna od tej, która przyniosła Jimi'emu sławę i pieniądze. Proszę bardzo - niech Buddy Miles cieszy się ze swoich kompozycji i wokali ! 

Tyle, że Jimi Hendrix, to Jimi Hendrix. Niezależnie w jakiej formie, z jakim zespołem i w którym punkcie swojej kariery - to gitarowy geniusz. Jeśli LP "HENDRIX" miał być tylko figlem spłatanym Chalpin'owi i Capitol Rec., nie trzeba było na nim zamieszczać "Machine Gun" !
W Fillomre Jimi wykorzystał wszystko co miał: Fuzz Face, pedał wah-wah, Uni Vibe oraz Octavię, a efekt który uzyskał stał się jeszcze jednym pomnikiem, czyniącym Hendrix'a gitarzystą nieśmiertelnym.

Nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem Jeffrey'a - dopóki mieli z Chas'em Jimi'ego w Anglii, w otoczeniu Anglików, udawało się nim kierować. Po powrocie do USA Jimi zaczął się im wymykać.
Szybko udało się usunąć z zespołu Buddy Miles'a, ale Jimi upierał się przy starym druhu Billy'm Cox'ie. Muzyka zespołu (po Band Of Gypsys) w składzie z Cox'em stała się bardziej funk'owa, i jak słusznie zauważył Mick Wall, nawet Mitch Mitchell po powrocie musiał dostosować swoją grę do nowego kierunku.
Czy jednak ten kierunek był słuszny ? Czy taka muzyka mogła nadal podobać się "białym dzieciakom", którym w tym czasie wyciągali pieniądze z kieszeni Led Zeppelin ?
Cox'a udało się usunąć dopiero we wrześniu 1970 roku, a co było dalej, wszyscy wiedzą...


W Fillmore East Hendrix'owi towarzyszył chór Voices Of East Harlem. Najpierw wyświetlono krótki film, na którym członkowie chóru biegli do Fillmore, a potem te same osoby wybiegały na scenę. Na każdym z 2639 krzeseł położono tamburyn, aby widownia mogła bardziej aktywnie uczestniczyć w koncercie (na nagraniach video widać publiczność z tamburynami w dłoniach).
Poza tym, że nagrywano dźwięk, zachowały się amatorskie nagrania filmowe: krótki kolorowy film z 31 grudnia, oraz czarno-białe ujęcia z dwóch kamer z 1-go stycznia. Materiał czarno-biały zmieszczono jako dodatek do oficjalnego dokumentu DVD "Band Of Gypsys" z 1998 roku.


Przed północą wyświetlono duży zegar i odliczono sekundy do Nowego Roku. Orkiestra Guy'a Lombardo odegrała "Auld Lang Syne", po czym Hendix zagrał ten sam temat w swojej aranżacji.
Tak zakończyły się lata 60-te, a rozpoczął się pierwszy rok nowej dekady, zarazem ostatni rok kariery i życia Jimi'ego Hendrix'a - kolejnych życzeń noworocznych już nie złoży.


Komentarze

Popularne posty