Uncut Story - Najlepsza skondensowana biografia Jimi'ego Hendrix'a - lata 1967 - 1970
UNCUT STORY Part 3 (1967-1970) 51:54
Axis:Bold As Love – koniec roku
1967
L: Jesienią
1967 roku zespół The JHE powrócił do Londynu po przełomowej
trasie po Ameryce. 25-letni Jimi był w znakomitej formie twórczej,
gotów do pracy nad następną płytą „Axis:Bold As Love”.
JH:
Pracowaliśmy nad różnymi rzeczami. Ostatnio chodzą mi po głowie
naprawdę dobre piosenki.
Roger Mayer (techniczny Jimi'ego):
Moim zdaniem płyta „Axis...” zawiera najlepsze piosenki
Jimi'ego, ze względu na okres w którym powstały, jak i na to,
czego była zapisem.
JH: Słychać,
że od płyty „AYE” zaszły zmiany. Tamta była sfrustrowana,
zbuntowana, a na „Axis...” próbujemy trochę ochłonąć, opisać
jakieś piękne historie, opowiedzieć to czy tamto, np. „Castles
Made Of Sand” czy „If 6 Was 9”... Byliśmy w Monterey, stałem
i rozglądałem się dookoła. Pomyślałem sobie, że mógłbym to
wszystko jakoś przedstawić, może w formie pięknej dziewczyny,
nazwać to „Little Wing” – tam wszyscy fruwali, byli bardzo
mili, nawet policja.
Herbert Worthington (przyjaciel):
Wiele piosenek na „Axis...” mówi o znaczących zjawiskach
duchowych, np. „Up From The Skies” mówi o reinkarnacji: „żyłem
tu w czasach lodu, dlatego mnie to niepokoi” – oczywiście, że
go niepokoi.
Leon Hendrix (brat Jimi'ego):
„Żyłem tu w czasach lodu, dlatego mnie to niepokoi, gwiazdy są
poprzestawiane, czuję zapach spalonego świata”. Pyta: Co się
dzieje z ludzkością? Byłem tu już, teraz wracam – co wyście
zrobili?
Paul Caruso (przyjaciel):
„Up From The Skies” mówi raczej o tym jak Jimi postrzegał
siebie. On naprawdę wierzył, że jest istotą kosmiczną.
JH: Zmiana
kąta nachylenia osi Ziemi zmienia jej całą powierzchnię, raz na
kilka tysięcy lat – jak miłość. Gdy człowiek zakochuje się
naprawdę głęboko, może to zmienić całe jego życie.
Chris Stamp (Track Records):
Podczas nagrywania „Axis...”, Jimi traktował studio, jak jeszcze
jeden instrument.
Dave Mason (muzyk):
Był bardzo zaangażowany w zgrywanie materiału, w produkcję.
Uczestniczył w całym procesie.
Andy Johns (reżyser dźwięku):
Jeśli chodzi o techniki zgrywania i nagrywania, zwłaszcza
nakładania solówek, był absolutnym mistrzem. Facet gra
jednocześnie podkład i solo, co tylko mu przyjdzie do głowy.
Eddie Kramer (realizator):
Jimi był bezlitosny. Mówił: To mój pomysł, wiem dokładnie jak
chcę to zagrać, jak ma to zabrzmieć, a ja tylko interpretowałem
to co robił.
Andy Johns (reżyser dźwięku):
Był niezwykle inteligentny. Wiedział, co chce uzyskać i stawiał
na swoim. Kiedy zagrał solo pod koniec „Bold As Love”, stał ode
mnie o 4 metry (naśladuje ustami dźwięki i
pokazuje, jak opadła mu ze zdziwienia szczęka)
– teraz wydaje się to stosunkowo prostą skalą, ale wcześniej
nikt tego nie zagrał... Mitch dawał z siebie wszystko. Siedział
potem (zdyszany), bez
tchu, jak koń po wyścigu. Jeszcze jedna wersja? (wdech-wydech)
OK, mogę grać... Ale stało się coś strasznego. Nagraliśmy obie
strony, Hendrix zabrał pierwszą do domu. Potem skłamał: Ktoś się
włamał do mnie do domu i ukradł taśmę. Założę się, że
zostawił ją w klubie, w Speakeasy, tylko zapomniał gdzie.
JH: (śmieje
się) Nikt nie wie co się stało z tą
taśmą.
George Chkiantz (realizator):
Pierwsza strona Axis zaginęła.
Andy Johns (reżyser dźwięku):
Musiałem przyjść następnego dnia i zagrać całą stronę B, te
same ślady od samego początku. Jestem pewien, że tamta wersja była
lepsza, ale kto wie?
JH: Nową
płytę nagraliśmy w 16 dni, czego bardzo żałuję. Można się
długo zastanawiać, dlaczego? Płyta mogłaby być o wiele lepsza.
George Chkiantz (realizator):
Podczas nagrywania „Axis...”, Chas naciskał, by skończyć płytę
jak najszybciej.
L: Płyta
„Axis:Bold As Love” wyszła w grudniu 1967 roku, gdy zespół
znów grał łączoną trasę, tym razem z kapelą o nazwie Pink
Floyd. Dla Experience rok ’67 minął w szalonym tempie. Mając w
perspektywie sesję do kolejnej płyty, zespół nie mógł tracić
czasu.
1968
All Along The Watchtower
Dave Mason (muzyk):
Byliśmy na jakiejś imprezce. On, czy ktoś inny, właśnie kupił
nową płytę Dylana „John Wesley Harding”. Gdy poleciał numer
„All Along The Watchtower”, Jimi powiedział: Muszę to nagrać!
Kathy Etchingham (dziewczyna
Jimi'ego): Kiedy Jimi postanowił to
zarejestrować, przyjechali Dave Manson i Brian Jones. Pojechaliśmy
do studia Olympic jedną taksówką.
Eddie Kramer (realizator):
Nagrywaliśmy „All Along The Watchtower”. Jimi grał na
akustycznej gitarze, Dave Mason z Traffic na drugiej akustycznej,
Mitch Mitchell na bębnach, bez basu. Mieliśmy za sobą połowę
numeru, zbliżaliśmy się do końca, kiedy wyczułem w pokoju
obecność jeszcze kogoś. Był to Brian zupełnie nieprzytomny
(odjechany). Podszedł
do pianina, więc podstawiłem mu mikrofon. Grał strasznie nierówno
i wszystko obok, ale Jimi nie potrafił odmawiać, zawłaszcza
koledze.
Big Jim Sullivan (muzyk):
Jimi zaprosił mnie do studia. Nie mogłem znaleźć miejsca, więc
zaparkowałem prawie kilometr dalej i usłyszałem jego gitarę.
Pomyślałem, że gra gdzieś na zewnątrz, ale nie. Doszedłem do
studia i otworzyłem drzwi. Ściana od podłogi do sufitu zastawiona
była kolumnami Marshalla. Przy dużym nagłośnieniu wydobywa się
więcej dźwięków. Na dużym zestawie wzbudzony dźwięk nie zanika
i tworzy harmonię z kolejnymi. Na jego zestawie nie znikłby nigdy i
brzmiałby bez końca.
George Chkiantz (realizator):
Wiele mikrofonów trzeba było naprawić.
Praca w studio – producent
Kathy Etchingham (dziewczyna
Jimi'ego): Traktował studio jak salę prób.
Chas Chandler rezerwował mu sesję, a Jimi sobie brzdąkał, nie
robiąc nic konkretnego.
Keith Altham (dziennikarz):
Kiedy Chas był w studiu w roli producenta, potrafił mu przerwać.
Widziałem to wielokrotnie w Olympic. Mówił mu: Stop. Zagraj to
jeszcze raz, ta zagrywka była znakomita.
Andy Johns (reżyser dźwięku):
Jimi grał riff, a Chas mówił: To jest to. Popracujmy nad tym.
Mnóstwo rzeczy pisali na miejscu i chyba w pewnym momencie Jimi'emu
przestało się to podobać, co mogło zaszkodzić jego karierze.
USA
L: Kiedy
Experience powrócili do Ameryki w lutym ’68, mieli na tamtejszym
rynku milion sprzedanych płyt. O Jimi'm mówili wszyscy. Tak
rozpoczęła się druga trasa po Stanach, która nie ominęła
żadnego miasta.
Roger Mayer (techniczny Jimi'ego):
Trasa na początku ’68 była totalnie bezładna. Nikt jej nie
zaplanował w sensowny sposób. Odległości jakie pokonywaliśmy z
dnia na dzień były obłędne.
L: Trasa
zaprowadziła Jimi'ego do miejsca, które z taką goryczą opuścił
- do Seattle. Od ostatniego spotkania z krewnymi minęło 7 lat. W
tym czasie rodzina się powiększyła.
Linda Jinka (siostra przyrodnia
Jimiego): Moja matka, June, wyszła za Ala
Hendrix'a, ojca Jimi'ego, w ’68 roku. Kiedy Jimi przyjechał do
Seattle na koncert, powiedział: Mam takie piękne siostry?
Roger Mayer (techniczny Jimi'ego):
To musiał być dla niego szok. Pierwsze spotkanie z nową żoną
ojca i jej dziećmi. (czyżby nie wiedział,
wbrew temu, co twierdził Al?!)
Linda Jinka (siostra przyrodnia
Jimi'ego): Co powiedzieć bratu, który jest
gwiazdą rocka?
Church Music
L:
Rok 1968 to wojna w Wietnamie, problemy rasowe, ale też czas walki o
przywrócenie swobód obywatelskich, represji politycznych, korupcji,
praw do równouprawnienia w sferze politycznej i obyczajowej kobiet,
rewolucja seksualna
JH: Można
śpiewać o miłości, ale w tej chwili szukamy odpowiedzi na
protesty, a także rozwiązań dla konfliktów w dzisiejszym świecie.
Próbujemy w bardzo prostych słowach wyrazić naszą opinię.
Protestować może każdy, ale mało kto ma dziś sensowną
odpowiedź.
Charles Shaar Murray (biograf):
Świat wokół niego się zmienił. Ameryka
pogrążyła się w chaosie. Zabójstwo doktora Kinga, Robert'a
Kennedy’ego, starcia z policją w Chicago. Amerykańskie miasta
płonęły. Hendrix był wrażliwym facetem. Wszystko to wywierało
na niego wpływ.
Kathy Etchingham (dziewczyna
Jimi'ego): Gdzieś w połowie ’68 sprawy
zaczęły się komplikować. Mike Jefferies za bardzo go
eksploatował. Rezerwował dodatkowe koncerty w dniach kiedy mieli
odpoczywać.
Roger Mayer (techniczny Jimi'ego):
Byli wrakami. 60 lotów w miesiącu nie może nie wykończyć.
Diane Hendrix (kuzynka Jimi'ego):
Kiedy przyleciał na koncert do Vancouver w Kanadzie, błagał o
przerwę. Jego menadżer odparł na to: Nie możesz sobie pozwolić
na odpoczynek, czy coś w tym stylu. Był wykończony. Naprawdę
potrzebował odpoczynku.
JH: Nie
mieliśmy wolnego od kiedy zaczęliśmy ze sobą grać. Musimy
odpocząć, inaczej nasza muzyka nie będzie taka, jak byśmy
chcieli.
Electric Ladyland
L: Trasa
zbiegła się z pracą nad nowym materiałem. Przy płytach „AYE”
i „Axis...”, Chandler zdecydowanie sprawdził się jako
producent. Wobec „Electric Ladyland”, Jimi miał inne pomysły.
Chris Stamp (Track Records):
Doszedł do etapu, w którym chciał w pełni panować w studiu.
Chciał samodzielnie eksperymentować.
Getto Fighters (bracia Aleem):
Jimi miał do studia podejście naukowe. Wchodził i wiedział czego
chce, z czego będzie korzystać, do jakich ludzi go ciągnie. Jeśli
ich spotykał, od razu zabierał ich do studia. Pracował na okrągło.
Pamiętam, jak mówił o badaniach nad dźwiękiem.
Chris Stamp (Track Records):
Kiedy Jimi wszedł do studia jako artysta i producent jednocześnie,
stracił Chas'a. Po jego odejściu został bez kreatywnego menadżera.
Został sam.
JH:
„Axis...” i „AYE” obrabiał Chas. Tym razem po raz pierwszy
wszystko zrobiłem sam.
Dziennikarz:
Masz nową płytę?
JH: Tak,
jest skończona, wyjdzie za 10 dni. Nazywa się „Electric
Ladyland”.
Roger Mayer (techniczny Jimi'ego):
Praca nad „Electric Ladyland” trwała wieki. Płyta powstawała w
bólach.
JH: Kiedy
nagrywaliśmy „Electric Ladyland” byliśmy jednocześnie w
trasie. To bardzo trudne, bo wymaga skupienia się na dwóch
rzeczach. Wieczorem trzeba zagrać dobry koncert, a rano o 6-ej być
już w studiu. Tak więc zarejestrowałem w tym czasie tylko połowę
tego, co chciałem. Żałuję, że musieliśmy grać te koncerty.
Płytę wyprodukowaliśmy sami.
Paul Caruso (przyjaciel):
Na „Electric Ladyland” wystąpiła ciekawa zbieranina muzyków.
Steve Winwood i inni przychodzili i jammowali w studiu. Chciał
bardziej eksperymentować.
JH: Ta płyta
wiele znaczy. Wszystko co na niej słychać, ma swoje znaczenie. Nie
jest to jakaś zabawa mająca zachwycić słuchaczy. To sprawy dla
nas ważne... Na „Electric Ladyland” powiedzieliśmy połowę
tego, co zamierzaliśmy.
Dziennikarz:
A co chcieliście powiedzieć?
JH:
Człowieku, zajęłoby to kolejne dwie płyty.
Leon Hendrix (brat Jimi'ego):
To orkiestrowane piosenki. Można by wziąć z nich dowolny fragment
i rozpisać: niech skrzypce grają tę melodię, wiolonczele tamtą.
Taka orkiestracja pozwala docenić, jakim był kompozytorem.
JH:
Pracujemy razem od 2 lat. Gramy „Purple Haze”, „Wind Cries
Mary”, „Hey Joe”, „Foxy Lady”. To fajne numery, ale gramy
je od 2 lat, więc tu i tam zaczynamy improwizować, bo chcemy
pokazać ludziom coś nowego.
Leon Hendrix (brat Jimi'ego):
Miał już dość grania „Purple Haze” i „Foxy Lady”, ale to
te piosenki przykuwały uwagę do jego słów. Kiedy po „Foxy Lady”
słuchało się ich naprawdę dobrych rzeczy, można było dostrzec
jak głębokim i uduchowionym był człowiekiem. Nie lubię tego
mówić, ale uważałem go za proroka, a jestem jego bratem.
JH:
Zredukujemy słowa, zrobimy coś bardziej spójnego. Nie
protestujemy, ale dajemy odpowiedzi, proponujemy rozwiązania.
Następne dwie płyty pójdą w tym kierunku. Zaproponują ludziom
jakieś wyjście.
L: Druga
część amerykańskiej trasy dobiegła końca w grudniu ’68 roku,
jednego z najbardziej burzliwych w historii Ameryki. Dla Experience
rok protestów był też rokiem przełomowych osiągnięć.
1969
Narkotyki
Lulu Show:
Być może państwo nie wiedzą, ale pismo „Billboard” uznało
Jimi'ego i chłopców za zespół roku.
L: Wyrazy
uznania nie łagodziły codziennych stresów. Nieustające koncerty,
terminy nagrań, utrata Chas'a, wszystko to zaczynało się odbijać
na samopoczuciu i twórczości Jimi'ego.
Chris Stamp (Track Records):
Został wyciśnięty do sucha. W tym czasie przeszedł ważny etap
twórczości zakończony płytą „Electric Ladyland”. Musiał się
zregenerować, dojść do siebie.
Kathy Etchingham (dziewczyna
Jimi'ego): Był pod presją z każdej strony:
interesów, pracy. W takich warunkach nie mógł tworzyć, więc
szukał ukojenia gdzie indziej.
Herbert Worthington (przyjaciel):
Brał kwas, żeby otworzyć umysł, heroinę,
żeby złagodzić ból. Heroina pomagała mu uciec od stresu i presji
w jego życiu. Devon też brała, i jeszcze parę osób w jego
otoczeniu.
Leon Hendrix (brat Jimi'ego):
Trzeba się jakoś wkupić. Nie można się podczepić za nic. Wiele
osób, byle tylko być blisko niego, przynosiło alkohol, proszki,
zioło.
Paul Caruso (przyjaciel):
Ponieważ z łatwością dopuszczał do siebie ludzi, był bardzo
narażony na niebezpieczeństwo wyniszczenia się narkotykami. Zbyt
lekko traktował czas.
Keith Altham (dziennikarz):
Myślę, że w tym czasie Jimi się pogubił, a Mike Jefferies mówił:
Dobra, niech się gubi. Kimś takim łatwiej jest kierować. Dajcie
mu dziewczyny, narkotyki, co tylko zechce. Potem się go jakoś
postawi na nogi. Poza tym nie będzie się orientował w finansach.
Zrobię, co tylko zechcę.
Fusion
L: W ’69
roku pojawił się nowy gatunek muzyki: fusion, połączenie jazzu i
rocka. Na czele zmian stali Jimi oraz mistrz trąbki, Miles Davies.
Żywili do siebie wzajemny podziw i dobrze się znali. Jazzowy
producent, Alan Douglas, chciał doprowadzić do ich spotkania w
studiu.
Steve Roby (biograf):
W Nowym Jorku umówiono wspólną sesję Jimi'ego Hendrix'a i Miles'a
Davies'a. Na pół godziny przed ustalonym spotkaniem, Miles
zadzwonił do Douglas'a i powiedział: Przyjadę, ale chcę dostać
50 tys. $ z góry. Tony Williams (perkusista), który miał z nimi
grać, też zażądał 50 tys. $. Alan się wkurzył i odwołał
sesję.
Paul Caruso (przyjaciel):
Jeśli chodzi o muzyczne zainteresowania Jimi'ego, dla mnie
najbardziej niezwykłe było spotkanie z Roland'em Kirk'em.
Peter King (właściciel klubu
Ronnie Scott’s): Kirk był niezwykle
utalentowanym saksofonistą. Grał na trzech saksofonach
jednocześnie.
Paul Caruso (przyjaciel): To
doświadczenie odmieniło Jimi'ego. Nigdy nie widział takiej
wirtuozerii. W końcu dane mu było zagrać z Kirk'em.
JH:
Jammowałem z nim w klubie Ronnie Scott’s. Bałem się. Co jeszcze
można powiedzieć? Wyszło świetnie. Naprawdę świetnie.
Terry Reid (muzyk):
Pojechałem do Ronnie Scott’s posłuchać Roland'a Kirk'a... i kto
wchodzi z gitarą? Jimi. Z malutkim wzmacniaczem i grał tak!,
akordami. Nigdy nie widziałem żeby grał w ten sposób.
Peter King (właściciel klubu
Ronnie Scott’s): Każda wytwórnia dałaby
sobie obciąć rękę, żeby nagrać taki wieczór.
Buddy Miles (muzyk):
Jimi lubił jammować. Jammowałby z krasnoludkami, gdyby umiały
grać. Grał z przeróżnymi artystami.
Juma Sultan (przyjaciel):
W tym czasie nie miał stałego zespołu. Większość czasu spędzał
w studiu Record Plant, dokąd zapraszał różnych ludzi. Wpadał tam
z Larry'm Young'iem.
John McLaughlin (muzyk):
Weszliśmy do studia około północy, bo przedtem zagraliśmy dwa,
czy trzy sety koncertowe. Studio tętniło życiem. Byli tam Buddy
Miles, Billy Witch, Noel Redding. Wystarczyło załapać jakiś rough
i można było grać bez końca.
Steve Roby (biograf):
Jimi nie chciał być już postrzegany jako bóg gitary. Pod koniec
’69 stanął w studiu po drugiej stronie szyby, za mikserem
(soundboard).
Wyprodukował Cat Mother and the All Night Newboys. Współpracował
przy soulowej płycie Buddy Miles Express „Electric Church”.
Nagrał irlandzką psychodeliczno-folkową grupę Eire Apparent, a
także pionierów rapu, zespól The Last Poets.
Taharqa Aleem (Getto Fighters,
przyjaciel): Praca z takimi ludźmi jak Last
Poets, uważanymi za ojców rapu, pokazuje jakie brzmienia go
interesowały. Wchodził w produkcję, w barwy muzyki.
Misja
JH: W ciągu
2 lat przeszliśmy wielkie zmiany, dlatego od jakiegoś czasu niczego
nie wydaliśmy. Staramy się uczynić z naszej muzyki symbol
religijny. Już jest uduchowiona i chcemy by jako taką ją
szanowano.
Herbert Worthington (przyjaciel):
Zjawisko Hendrix'a polegało na duchowości. Każda rozwinięta dusza
rozumie rzeczy, których większość z nas nie pojmuje i stara się
je nam przekazać. Jimi robił to muzyką.
L: Dla wielu
rockowych idoli, przekraczanie granic państwowych wiązało się z
groźbą wykrycia u nich nielegalnych substancji. Jimi nie miał
poważniejszych kolizji z prawem do 3-go maja ’69 roku, kiedy to
wylądował na lotnisku w Toronto.
Charles Shaar Murray (biograf):
Dla Hendrix'a aresztowanie za heroinę było tylko niewygodą.
Powiedział: Ludzie cały czas mi coś dają. Nie oglądam tych
rzeczy, tylko wrzucam je do walizki. Powiedział, że heroina nie
należała do niego. Sąd mu uwierzył i go uniewinnił.
L: Pomimo
zbliżającej się rozprawy Experience nie przerywali wyczerpującej
trasy i chociaż zarabiali lepiej niż kiedykolwiek, trudno było
ukryć narastające poczucie rozczarowania.
Dziennikarz: Noel założył
własny zespół. Czy to znaczy, że odchodzi z The Experience?
JH:
Niekoniecznie. Zespół pewnie zostanie razem. Nie zapominajmy, że
każdy chce też robić swoje, co wcale nie musi oznaczać rozpadu
grupy. On w wolnym czasie robi coś swojego, ja chciałbym zrobić to
samo, Mitch pewnie też.
L: W czerwcu
’69 napięcie w zespole sięgnęło zenitu. Noel Redding miał
dosyć.
Gerry Stickells (road menadżer):
Nie chciał już grać na basie i myślę, że właśnie dlatego
odszedł wcześniej.
Herbert Worthington (przyjaciel):
Byłem z Jimi'm w Denver, gdzie Noel zagrał ostatni koncert.
?: Jimi nie
potraktował tego lekko. Nie na zasadzie: Noel dziś odszedł i co z
tego? Nie, zupełnie nie.
L: Gdy
Redding'a zastąpił Billy Cox, Jimi chcąc obrać nowy kierunek,
stanął na muzycznym rozdrożu. Musiał jednak odpocząć, a nowy
dom nie dawał mu do tego żadnych szans, dlatego Hendrix uciekł z
miasta, które nigdy nie śpi, do miejscowości Woodstock w stanie
Nowy Jork.
Juma Sultan (przyjaciel):
Latem ’69 wynajął tam dom na próby. Ściągnął gitarzystę
Larry'ego Lee, Biily'ego Cox'a, przez krótki czas był tam Mitch,
zaprosił też Gery'ego Velez'a i mnie. Był to skład, który zagrał
na festiwalu w Woodstock, pod nazwą Gypsy Sun And Rainbows.
L: 3-dniowy
festiwal muzyczny w Woodstock stanowił najważniejsze wydarzenie
amerykańskiej kontrkultury lat 60-tych, a koncert Jimi'ego był jego
kulminacją. Hendrix miał zagrać w finale, w niedzielę w nocy, 17
sierpnia.
Juma Sultan (przyjaciel):
Mieliśmy zagrać na koniec, o północy, ale z powodu komplikacji
weszliśmy na scenę ostatniego dnia o 6 rano.
Bob Weir (Grateful Dead):
To przez nas koncert Jimi'ego przesunął się do godzin porannych,
za co bym go przeprosił, gdyby był dziś wśród nas. Nie mogliśmy
nic na to poradzić, nasz dźwiękowiec był nieprzytomny. Weszliśmy
z 3-godzinnym opóźnieniem, bez uziemienia, za każdym dotknięciem
gitary obrywałem prądem.
?: Ale Jimi
fantastycznie sobie poradził, i choć grał dla 1/10 publiczności,
jego występ stanowi szczytową scenę filmu „Woodstock”.
JH: Można
to było trochę lepiej zorganizować, ale był to całkowity sukces
w porównaniu do innych festiwali. Fakt, że zebrało się aż tylu
ludzi pokazuje, że muzyka jednak coś znaczy.
Juma Sultan (przyjaciel):
Już na scenie w Woodstock, Jimi zapowiadał numery, których nigdy
nie graliśmy, np. „The Star Spangled Banner”.
JH: Utwór
ten napisano w bardzo pięknym stanie. Nie gramy go aby odrzeć
Amerykę z wielkości. Nasza wersja oddaje atmosferę dzisiejszej
Ameryki, która jest nieco zatęchła, prawda?
Juma Sultan (przyjaciel):
Festiwal w Woodstock pozwolił Jimi'emu uchylić drzwi do tego co
chciał robić w muzyce.
L: W zespole
Gypsy Sun And Rainbows muzyka Jimi'ego się rozwinęła, lecz sekstet
nie mający komercyjnego powabu The Experience i został rozwiązany
zagrawszy po Woodstock jedynie dwa koncerty.
Juma Sultan (przyjaciel):
W tym czasie menadżerowie bardzo naciskali na Jimi'ego. Chcieli,
żeby znów grał z Noel'em i Mitch'em, bo to ten skład przynosił
miliony, był maszynką do robienia pieniędzy, a im zależało
właśnie na tym. Jimi miał inne pomysły (idee).
JH: Gramy
muzykę elektro-kościelną – zastępuje nam religię.
Buddy Miles (muzyk):
Wiecie czemu tylu ludzi przychodzi na kazania wielebnego Bill'ego
Gram'a? Bo on elektryzuje słuchaczy. James Marshall Hendrix robił
to samo. Za pomocą innych środków mówił o duchu, religii, duszy,
ciele i umyśle, pokoju, miłości i harmonii.
JH: Czasami
czuję się jak wysłannik, choć sam nie potrafię się pozbierać,
ale to co innego. Może uda mi się dać innym spokój ducha?
Przyjdźcie na koncert i oddajcie, obmyjcie, dusze w elektryczności.
L: W tym co nazywał
elektro-kościołem, czy muzyką kościoła w chmurach, artystycznie
z pewnością mierzył wysoko, lecz muzyka Jimi'ego Hendrix'a była
też biznesem – nie zawsze było wiadomo, kto pociąga za sznurki.
Keith Altham (dziennikarz):
W Nowym Jorku Jimi został porwany i przepadł na 5 dni. Wszyscy go
szukali. Mike Jefferies w jakiś sposób zdobył adres i wysłał tam
dwóch technicznych, którzy włamali się do domu i znaleźli
związanego Jimi'ego. Uratowali go. Jimi był już zawsze wdzięczny
Jefferies'owi za ocalenie życia. Ale kto go właściwie porwał?
Juma Sultan (przyjaciel): Myślę,
że była to sprawka brytyjskiego exagenta, Mika Jeffries'a.
Nastraszył Jimi'ego, by wymusić jego uległość. Mieli długi u
różnych mafiosów. Atmosfera była nerwowa. Bali się ich.
L: Rok ’69
dobiegał końca, a wraz z nim gasł nastrój epoki. Tego lata,
przyjaciel Jimi'ego, Brian Jones, zmarł w wieku 27 lat, stając się
pierwszą ofiarą rocka. Kolejnym znakiem upadku było zdarzenie
podczas koncertu kolegów Briana w Kalifornii, gdzie tuż pod sceną
zasztyletowano człowieka. Beztroskie dni pokoju, miłości i
rock’n’rolla z Woodstock, dobiegły końca.
1970
Band Of Gypsys
L: Na
powitanie nowej dekady Jimi miał zagrać kilka koncertów w
nowojorskiej Bill Graham’s Fillmore East (program
przełomu roku przedstawiał się następująco: 19-20.12. Byrds Nice
Sons, 26,27,28. 12. Blood Sweat Tears, 31.12.-01.01. Jimi Hendrix,
02,03.01 Grateful Dead), debiutując z
kolejnym zespołem: Band Of Gypsys.
Buddy Miles (muzyk):
Zespół powstał z dwóch powodów: po pierwsze, pozwolił mu
wkroczyć w nowy gatunek muzyczny, po drugie, Jimi musiał nagrać
płytę dla Ed'a Chalpin'a.
L: Chandler
i Jefferies nie wiedzieli, że w ‘65 roku Jimi podpisał 3-letni
kontrakt z wytwórnią PPX Studios Ed'a Chalpin'a. Kiedy Hendrix
odniósł sukces, Chalpin skierował sprawę do sądu.
Charles Shaar Murray (biograf):
Wyrok zobowiązywał Hendrix'a do nagrania płyty dla Chalpin'a.
Stąd Band Of Gypsys.
Buddy Miles (muzyk):
Płyta z Band Of Gypsys została nagrana w 9 dni – przed sesją
zagraliśmy 9 prób. Na pierwszym koncercie ludzie nie wiedzieli, co
o nas myśleć? Ale to się szybko zmieniło. Graliśmy 2 koncerty
dziennie. Podczas 2-go koncertu, a potem 3-go i 4-go, na scenie
pojawiały się potężne wibracje. Bill Graham nawet się
zdenerwował: „Niewiarygodne! Czy widzicie co stworzyliście? Co to
jest?”... Jimi Hendrix grał z Band Of Gypsys m.in. dlatego, że
był przeciwny wojnie w Wietnamie.
Ernie Isley (muzyk):
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem „Machine Gun” w wykonaniu Band
Of Gypsys, pomyślałem sobie, że ludzkie ręce nie mogą się już
bardziej zbliżyć do rąk Pana Na Niebie, w sensie czucia pozostając
ludzkimi. To dynamiczna rzecz, pełna emocji. Po jakimś czasie grane
nuty tracą znaczenie: to kobieta w stanie histerii, człowiek
histerycznie rozpaczający pośród pocisków, bomb, zniszczenia,
płomieni i śmierci.
L: Hendrix
publicznie sprzeciwił się wojnie, zgadzając się na występ w
środę, 28 stycznia, podczas jednodniowego, 5-godzinnego Zimowego
Festiwalu Dla Pokoju (Na Rzecz Pokoju)
zorganizowanego przez Vietnam Moratorium Comeety – to był jego
ostatni koncert z Band Of Gypsys (Jimi Hendrix
and his Band Of Gypsies).
Buddy Miles (muzyk):
Widziałem na własne oczy jak Michael Jefferies dał mu dwa kwasy
przed wejściem na scenę w Madison Square Garden. Od początku Jimi
nie był sobą. Po 18 minutach zgiął się, jakby miał zwymiotować
– kiedy się wyprostował, coś go przestraszyło. Powiedział:
(„That’s what happens when earth fuks with space!”) „Tak to
jest, kiedy Ziemia pieprzy się z kosmosem”. Zrzedł ze sceny.
Michael Jefferies się uśmiechał. Powiedziałem: Michael,
osiągnąłeś co chciałeś, prawda?. Bez komentarza!
Steve Roby (biograf):
Jefferies postawił na swoim i zespół Band Of Gypsys się rozpadł.
Wkrótce potem Michael zwołał konferencję prasową z udziałem
Redding'a i Mitchell'a. Z pewnością chodziło o pieniądze.
L: Do
wskrzeszenia oryginalnego Experience jednak nie doszło. W kwietniu,
Jimi wyruszył w trasę po Ameryce z Mitch'em Mitchell'em i Bill'ym
Cox'em, promując płytę „Cry Of Love”. Wielomiesięczne sesje w
studiu zaowocowały nowymi piosenkami, ilustrującymi ostatni etap
muzycznej kariery Jimi'ego. W połowie trasy Jimi mógł wreszcie
zrobić to, o czym zawsze marzył – zaczął nagrywać we własnym
studiu. Lata nauki i 250 tys. $ z własnej kieszeni, wreszcie się
opłaciły. Electic Lady Studios w West Village (52, west 8 street)
rozpoczęło działalność.
Juma Sultan (przyjaciel):
Jimi chciał, żeby Electric Lady było miejscem, gdzie mógłby w
każdej chwili tworzyć. Zależało mu też na tym, żeby on i inni
muzycy mieli miejsce, w którym mogliby się rozwijać. Nieustannie
jammował z przeróżnymi ludźmi, grając różne rodzaje muzyki.
Bracia Aleem (Getto Fighters,
przyjaciele): Pracowaliśmy intensywnie w
Electic Lady i jego ciągłe wyjazdy nie były nam na rękę, bo
chcieliśmy nagrać ile się tylko dało.
Maui i Europa
?: „Witajcie
kosmiczni bracia i siostry z Maui na naszym eksperymencie dźwiękowym”
L: Pod
koniec lipca trasa Cry Of Love zakończyła się na Hawajach. Na
wyspie Maui trio wystąpiło przed zaledwie 400 osobami na planie
filmu „Rainbow Bridge”. 3-tygodniowy pobyt na rajskiej wyspie
świetnie zrobił Jimi'emu, który wypoczęty wrócił do Nowego
Jorku, by przygotować się do kolejnej zagranicznej trasy.
Juma Sultan (przyjaciel):
Wywoływali w nim poczucie winy. Uważał, że jest im coś winien,
że musi cały czas grać koncerty.
Taharqa Aleem (przyjaciel):
Jego wyjazd nikomu nie pasował, zwłaszcza w takim momencie, tyle
się wokół niego działo, trochę się dziwiliśmy że wyjeżdża,
on też niekoniecznie chciał jechać – bardzo dużo pracował, był
w super twórczym nastroju.
Juma Sultan (przyjaciel):
Przed ostatnim wyjazdem z Nowego Jorku był w studiu codziennie.
Studio Electric Lady było ukończone. Spędzał tam 4-5 dni w
tygodniu i grał. Nawet w dniu wyjazdu był rano w studiu – pewnie
wszedł tam o 8 wieczorem poprzedniego dnia, a wyszedł o 6 rano i
poleciał do Europy.
Taharqa Aleem (przyjaciel):
Jakby to było wczoraj. Jimi siedział na tym krawężniku. Dokładnie
tu (przed hotelem).
Thundra i ja pytaliśmy dokąd jedzie ? Mówił, że będzie na
wyspie Wight. Potem dodał „Po powrocie spotkam się z wami na
wyspie na Pacyfiku”. Jak się nazywa ta wyspa ? - spytaliśmy.
„Pango Pango”. Posłał nam piękny uśmiech, a w oku pojawił mu
się błysk. W końcu zniknął. Poszedł do hotelu, i tyle...
L: Pod
koniec sierpnia '70 roku Jimi powrócił do kraju, który uczynił go
gwiazdą, by wystąpić na festiwalu na wyspie Wight, ale zmęczenie,
narkotyki i problemy ze sprzętem, źle wróżyły jego ostatniej
europejskiej trasie. Potem było już tylko gorzej. Na imprezie w
Szwecji Billy Cox zażył nieznany środek wywołujący silne stany
lękowe i paranoję. Następnego dnia, w Danii, Jimi czuł się tak
źle, że po zagraniu trzech piosenek został sprowadzony do
garderoby, gdzie zemdlał. Kiedy zespół dojechał na wyspę Fehmarn
w Niemczech, by zagrać na „festiwalu pokoju i miłości”, zła
pogoda i agresywni motocykliści stworzyli atmosferę nie mającą
nic wspólnego z pokojem i miłością.
J.H.: Boo,
boo... (Jimi naśladuje buczącą publiczność,
wytykając środkowy palec). Krzyczcie co
chcecie, byle w tonacji, you mother...
L: W takich
warunkach, 6-tego września '70 roku, Jimi Hendrix zagrał ostatni
oficjalny koncert. Trasę odwołano, a zespół wrócił do Londynu.
Keith Altham (dziennikarz):
Przeprowadziłem
z nim ostatni wywiad. Trzy dni przed śmiercią w hotelu Cumberland.
Powiedział: „Porozmawiam z Chas'em, umówimy się, nie wiem, czy
chcę, żeby był menadżerem, ale poproszę, żeby wyprodukował mi
kilka płyt. Chcę mieć większy zespół. Nie jestem zadowolony z
Mick'a, nie robi tego, co czego oczekuję”.
Juma Sultan (przyjaciel): Jimi
wielokrotnie dawał mi do zrozumienia, że nie jest zadowolony z
menadżera, z tego, jak prowadzone są jego sprawy finansowe.
Taharqa Aleem (przyjaciel):
Bella Godiva była firma Michael'a Jefferies'a, a Jimi komponował,
pisał, ale nic z tego nie miał. Kiedy zrozumiał, że nie posiada
praw do własnego produktu... Jimi był źródłem twórczym – to
nie Michael pisał piosenki... gdyby Michael dał mu udziały w Bella
Godiva, to co innego, ale Jimi nie miał udziałów
Herbert Worthington (przyjaciel):
Gdyby Michael Jefferies dbał o niego, nie traktował jak produkt,
Jimi byłby szczęśliwszy
Paul Caruso (przyjaciel):
Był bardzo nieszczęśliwy, że robiono z niego cyrkowe zwierzę, że
co wieczór musiał grać to samo. Miał wyczerpujący grafik
koncertowy, to przerastało jego siły.
Charles Cross (biograf):
Stał na rozdrożu. Ponieważ umarł, nie dowiemy się, w jakim
poszedłby kierunku, jednak najwyraźniej chciał coś zmienić:
menadżera, zespół, kierunek muzyczny... Wisiały nad nim procesy.
Komplikacje, poważne problemy, zarówno finansowe jak i zawodowe.
Herbert Worthington (przyjaciel):
Ci, którzy mieli o niego dbać, budzili jego zastrzeżenia. Stracił
zaufanie do ludzi prowadzących jego sprawy. Jednocześnie musiał
tworzyć, a także wsłuchiwać się w głosy z góry, które potem
przekazywał. Myślę że doszło do przegrzania.
The End
L:
Nieudana trasa, grożące mu procesy, poważne problemy z menadżerem,
przedawkowanie Billy'ego i jego własna narkomania, doprowadziły do
tego, że Hendrix zwierzył się dziennikarzowi z obaw, że nie
dożyje swoich 28-mych urodzin.
Herbert Worthington (przyjaciel):
Był
nieszczęśliwy. Szykował się do odejścia.
Taharqa Aleem (przyjaciel):
Widzieliśmy
zdjęcia zrobione przez Monikę Danneman. Kiedy się je ogląda –
nie ma go. Nie widać na nich istoty. Jimi był już tak zatruty, że
istota powiedziała: „Muszę iść” – wiedziała, że jej
fizyczny gospodarz umiera.
Kathy Etchingham (dziewczyna
Jimi'ego): Jimi
powiedział tuż przed śmiercią – poprzedni wieczór spędził z
paroma ludźmi poznanymi na ulicy – powiedział im, że chce się
przeprowadzić do Anglii, bo tam (USA)
wychodząc
z domu czuje się tak, jakby wsiadał na rollercoaster, że chce
wrócić tu, by odzyskać spokój.
Fragment
ostatniego wywiadu:
JH:
Chcę się rano budzić i turlać do basenu, podpływać do stolika
ze śniadaniem, sięgać po szklankę soku, potem zsuwać się z
krzesła do basenu i płynąć do łazienki, żeby się ogolić.
Keith Altham (dziennikarz): Nie
wystarczy Ci wygoda? Pragniesz luksusu?
JH:
Czy to luksus? Myślałem o namiocie nad górskim strumieniem
(śmiech)
Keith
Altham (dziennikarz): Bardzo
optymistycznie patrzył w przyszłość. Kiedy wychodziłem był w
dobrej formie, a 3 dni później już nie żył.
Pete
King (właściciel klubu Ronnie Scott's):
Oto klub Ronnie Scott's w Londynie. 16-go września 1970 roku Jimi
Hendrix był tu z Erick'em Burdon'em i zespołem War. Zagrali razem
ostatni set. Były to ostatnie dźwięki zagrane przez Hendrix'a na
scenie.
L:
Następnego wieczoru Jimi spotkał się z Moniką Danneman, młodą
Niemką, poznaną rok wcześniej. Po kłótni na przyjęciu wrócili
jej mieszkania w hotelu Samarkand. Było późno. Jimi chciał się
dobrze wyspać.
Monika
Danneman:
Wziął kilka proszków nasennych i przez to umarł.
L:
Przyjąwszy 9 proszków nasennych, amfetaminę i dużą ilość
czerwonego wina, organizm Jimi'ego usiłował się oczyścić.
Rankiem 18-go września Jimi Hendrix udusił się podczas snu
własnymi wymiocinami.
?
(jakiś
dziennikarz – zapewne BBC):
Oficjalnie mówiło się, że Hendrix zmarł w karetce w drodze do
szpitala. Przyjaciele artysty długo utrzymywali, że nie ujawniono
wszystkich faktów.
Steve
Roby (biograf):
W końcu dowiedziono, że zeznania Moniki Danneman mijały się z
prawdą, a ona sama ostatecznie popełniła samobójstwo. Według jej
wersji - którą tacy fani jak ja akceptowali przez lata - winę
ponosili sanitariusze. Później, kiedy odszukano sanitariuszy i
lekarza, okazało się, że gdy tam przyjechali, Jimi nie żył od 5
godzin. W mieszkaniu nie zastali nikogo. Krążą pogłoski, że były
tam narkotyki i że Monika spanikowała i zadzwoniła do Erick'a
Burdon'a oraz kilku innych osób. Oni kazali jej zakopać narkotyki w
ogródku.
Keith
Altham (dziennikarz): Opowiadano
różne historie o ludziach, którzy byli w mieszkaniu, o tym jak
Erick Burdon rzekomo chował narkotyki opóźniając przyjazd
karetki. Podobno kiedy kładziono go (Jimie'go)
na nosze, poruszył głową. Ja jednak przypuszczam, że już nie
żył. Nie wiem czemu, ale tak właśnie myślę. Sądzę, że było
to zwyczajne przedawkowanie, tylko nie miał przy sobie nikogo, kto
by go powstrzymał.
L:
Być może nigdy nie poznamy okoliczności śmierci Jimi'ego, ani nie
dowiemy się, czy Monika Danneman mogła go uratować? Nikt nie wie
jak Jimi pokierowałby swoim życiem, muzyką, gdyby nie umarł.
Wiemy jedynie, że muzyka Jimi'ego pozostaje żywa i z czasem wywiera
coraz większy wpływ.
… or
just the end of time?
P.P.
Arnold (artystka sceniczna):
Chrystus miał 33 lata kiedy umarł, a Jimi 27. To co osiągnął –
nie porównuję Jimi'ego do Chrystusa - ale mówię o istotach
wyższych. Jimi Hendrix był taką wyższą istota muzyczną.
Juma
Sultan (przyjaciel): W
historii pojawiają się nowatorzy i naśladowcy. Jimi był
prawdziwym nowatorem. Jego muzyka będzie trwać póki ta planeta nie
przestanie istnieć.
Leon
Hendrix (brat Jimi'ego):
Był dobrym człowiekiem. Miał czystą duszę. Był człowiekiem
pokoju.
John
McLaughlin (muzyk): Co
jest takiego w obrazie Mona Lisa?, w posągu Dawida? Coś
niewysłowionego ! Możecie to nazywać „duszą”, „magią”,
jak chcecie – a Jimi miał tego pod dostatkiem.
Herbert
Worthington (przyjaciel): Tacy
ludzie jak Matka Teresa, Jimi Hendrix, Jezus, Beethoven – ludzie
wznoszący się na poziom, na którym słyszą i widzą rzeczy
szczególne, mają obowiązek przekazać to nam, którzy tak bardzo
staramy się wznieść na owe wyżyny. Jimi akceptował ten obowiązek
i przekazywał jak tylko potrafił. Nie był doskonały, ale niech go
Bóg kocha.
L:
W ciągu zaledwie 4 lat Jimi Hendrix stworzył dzieło, które
zrewolucjonizowało sztukę. Po dziś dzień przekaz i wirtuozeria
Jimi'ego budzą zachwyt. Muzyka Jimi'ego Hendrix'a będzie żyła
wiecznie jako świadectwo potęgi miłości.
JH:
Mówią, że każda istota, która się tu rodzi jest inna, ale
gdybyśmy wszyscy mieli teraz pójść do nieba – o God! wyobraźcie
sobie tych, którzy zmarli przed nami i nas w niebie! - jednych na
drugich!: „Człowieku brakuje mi miejsca” - „Nie trzeba było
umierać”.
Komentarze
Prześlij komentarz